sobota, 20 grudnia 2008

Choroba

 Pochmurne przedpołudnie, ulica Świętokrzyska, tuż przed skrzyżowaniem z Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Na przystanku autobusowym czekają ludzie, z ulicy płynie nieznośny szum gęsto sunących gumowych opon po wilgotnym asfalcie, który to szum tak wszedł nam w krew, że nawet go nie zauważamy, nie wspominając już o tym, by dla kogokolwiek był uciążliwy. Po chodnikach zaś suną ludzie; biznesmeni, studenci, wykładowcy; poważni i niepoważni, zamyśleni i rozbawieni, samotni i zakochani. Wszyscy idą, a jednak stoją w miejscu, jakby na płaskich ruchomych schodach czy platformach zmierzających na skraj przepaści, zrzucających balast i zawracających po kolejne ofiary, jak pionki przesuwane przez kiepskiego szachistę. Wszyscy idą gdzieś, po coś lub na coś czekają, wszyscy zajęci swoimi sprawami.
 Za przystankiem, po drugiej stronie chodnika, przy masywnych i gładkich murach Wydziału Dziennikarstwa UW, widok niecodzienny. Mocno przygarbiona staruszka odstawiła torbę i nienaturalnie wyginając szyję spogląda do przodu, ukazując przechodniom styrane, wycieńczone, intensywnie zaczerwienione oblicze. Nie może domknąć ust, nie może utrzymać równowagi, opiera się dłonią i przedramieniem o zimną ścianę. Przypomina bezskrzydłego gargulca, obrzydliwą rzeźbę z ciekłego granitu, która akurat w tej chwili wylała się ze ściany i zastygła w dziwnej pozie.
 Ludzie przechodzą obok. Nie mogą się zatrzymać, nikt nie potrafi zeskoczyć z platformy, wszyscy suną przed siebie. Inteligenci w swych górnolotnych rozważaniach nie spoglądają nawet w dół. Ciekawscy prześlizgując się nieopodal spoglądają, oglądają się, prześwietlają wzrokiem, aż w końcu znikają za rogiem ciągle tylko patrząc. Taka już domena ciekawskich, że sami nigdy nie chcą stać się ciekawymi, jak więc mogliby zeskoczyć z platformy i zwrócić na siebie uwagę? Szary motłoch wpatrzony w inteligentów, w wieżowce tudzież w neonowe obietnice szczęśliwej konsumpcji przesuwa się wzdłuż krawężników i nikt nie zauważa możliwości zeskoczenia, choćby na moment, z stale przesuwającej się platformy.
 Staruszka marszczy się, twarz nabiega jej krwią, a źrenice kajając się przed potęgą promieni słonecznych, odpływają za horyzont powiek. Wydaje się, że chciałaby odlecieć, ale przecież nie ma skrzydeł i jest skamieniała. Zastyga w niemym okrzyku. Niestety, nikt nie słyszy, nikt nie rozumie. Niektórzy oglądają się za nią, ale zatrzymać platformę? Nie, to niemożliwe. Zeskoczyć z niej? Nie, to niebezpieczne.
 Staruszka upada bezdźwięcznie, skulona, jakby rażona przez ścianę, z której się wykluła. Drżą kamienne płyty chodnika i zatrzymują się platformy. Wszystkie stoją, wszyscy schodzą, wszyscy patrzą, widzą, ale jest już za późno. Umarła.
 Wyją syreny, błyska się niebieskie światło, kierowcy ustępują jezdni, ale jest już za późno.
 Inteligenci krytykują w myślach zatruty, nieczuły, niesprawiedliwy świat. Ciekawscy gapią się, szemrają, brzęczą, komentują i nie mogą przestać się dziwić, jak mogło do tego dojść. Szary motłoch smutnieje dotknięty, szkoda mu staruszki. Niestety, jest już za późno. Umarła. Cierpiała długo.
 Zasuwają suwak i odjeżdża w worku jak niekształtny kamień, który niezauważenie oderwał się od ściany nie pozostawiając dziury. Całe szczęście. Taka dziurawa ściana to by dopiero spowodowała oburzenie. Niejeden by zeskoczył z platformy. Mało tego, byłby gotów ściągać z niej innych. A tak? Właściwie nic się nie stało. Wracamy na platformy i jedziemy dalej. Niektórzy pobiją się trochę z myślami, a potem zapomną, jak wszyscy. Znów będą się przesuwać, aż kolejny raz staną platformy. Niestety, one zawsze stają za późno.

1 komentarz:

  1. Wróblu mój KOH. Trzeba dopracować ten tekst. Sam pomysł jest dobry: pozwolę go sobie streścić jako pomysł "staruszka contra platformy", niby wyświechtany już, ale przez tę figurę platform odżywa, w moim odczuciu. Poprawić trzeba język, bo momentami używasz nieświadomie skonwencjonalizowanych zdań, które trochę rażą: "zażynana ostrzem obojętności" jest najmakabryczniej pretensjonalne. Myślę, że tekst by zyskał na wyrazie, gdybyś odczulił język. Język reportażowo "niezaangażowany", ze schowanym narratorem, mógłby dodać wymowności.

    Pisz pisz.

    NFM

    OdpowiedzUsuń